„Ale ja nie mogę zrozumieć!
Nie mogę zrozumieć,
jak zachwyca, jeśli nie zachwyca.”
W. Gombrowicz Ferdydurke
Co prawda czytanie nie gryzie, ale… zdaniem wielu współczesnych młodych ludzi do zajęć przyjemnych z pewnością nie należy. O ile jeszcze są w tej grupie wiekowej książkowe mole, które sięgają po powieści młodzieżowe, detektywistyczne czy fantasy, to od lektur zdecydowana większość trzyma się z daleka. Dlaczego tak się dzieje? Można by tu powtórzyć za Szymborską: „Niejedna chwiejna odpowiedź na to pytanie już padła”.
Z pewnością wynika to z faktu, że są to teksty odgórnie narzucone, zapisane w podstawie programowej z języka polskiego, a jak wiemy, nikt nie lubi, gdy mu się coś narzuca. Warto by się tu jednak zastanowić, dlaczego się je narzuca i dlaczego właśnie te, bo na pewno nie bez powodu.
Nie bez znaczenia jest też pewnie to, że utwory te poruszają zagadnienia zupełnie obce współczesnym nastolatkom – to nie ich świat, nie ich bajka. Bo jak tu zrozumieć Andrzeja Radka, którego zachwycają kolorowe obrazki w książce i ich oglądanie stanowi jego największą rozrywkę albo Ordona, który wysadza się w powietrze wraz ze swą redutą? Czy to nie szaleństwo? Jak wyobrazić sobie świat bez telewizji, internetu, telefonu? Jak pojąć ludzkim rozumem to, że nie można posługiwać się ojczystym językiem? Albo czy można znaleźć wspólny język z kimś, kto jak obłąkany ugania się za nimfami wodnymi czy próbuje karmić duchy? A skoro już o języku mowa, to on też zadania nie ułatwia. Teksty Kochanowskiego, Krasickiego, czy nawet późniejszych twórców piszących powieści historyczne i stosujących archaizację trzeba by chyba czytać z translatorem.
No więc… Czy lektury mogą zachwycać? Można by tu z kolei przywołać słowa Gałkiewicza z Ferdydurke Witolda Gombrowicza: „Ale ja nie mogę zrozumieć! Nie mogę zrozumieć, jak zachwyca, jeśli nie zachwyca.” No właśnie… jak zrozumieć, jak „zachwyca, jeśli nie zachwyca”?
Może po prostu spojrzeć z innej perspektywy? Może spróbować znaleźć coś, co jednak zaintryguje, co jest dla nas bliskie? Tylko co?
Może uczucia? Każdy z nas przeżywa zarówno te pozytywne jak i negatywne. W różnych sytuacjach doświadczamy przecież miłości, szczęścia, wzruszenia, cierpienia, tęsknoty czy lęku – podobnie jak bohaterowie lektur. Właśnie dzięki temu, że czują tak jak my, nie są tylko papierowymi postaciami, ale kimś nam bliskim, kto mógłby nas zrozumieć.
A może wartości? Czy przyjaźń, miłość, uczciwość, patriotyzm lub honor mogą się zdezaktualizować? Czy nie cenimy ludzi, którzy się nimi kierują, nie ufamy im? Czy nie chcemy, by nam ufano, byśmy i my byli wiarygodni? Jeśli tak, może warto poszukać przykładów w literaturze i na nich się wzorować?
Jeszcze innym sposobem może być potraktowanie książki jako wehikułu czasu, do którego wsiadamy i przenosimy się w inny wymiar, do odległych czasów czy miejsc. Nikt z nas za największe nawet pieniądze nie jest w stanie znaleźć się fizycznie w starożytnym Rzymie, na ulicach okupowanej Warszawy czy w dworku szlacheckim, który okazał się być silniejszy od mapy w zachowaniu polskości. Z jednej strony to szczęście, że nie musimy ginąć na arenie rozszarpywani przez dzikie zwierzęta, że nasze życie nie zależy od kaprysu Nerona lub od tego, jaką trajektorię lotu obierze kula wystrzelona z pistoletu gestapowca. Ale czyż nie jest wspaniała możliwość poznania tego, jak kiedyś żyli ludzie, w co wierzyli, co jedli, jak ubierali się i gdzie mieszkali? Moda, obyczaje, język zmieniają się. Dobrze jest czasem zerknąć na karty powieści niczym w zwierciadło, w którym wszystko to bardzo wyraźnie się odbija.
Na tym jednak nie koniec. Wiele lektur mogłoby być podstawą do napisania scenariusza filmu kryminalnego. Miłośnicy tego gatunku mogą tropić zbrodnie popełniane przez bohaterów, starać się określić ich motywy, a nawet zabawić się w psychologów i spróbować zrozumieć psychikę tych postaci.
Znajdzie się też coś dla miłośników zjawisk paranormalnych i fantastyki. Światy wykreowane w utworach literackich zaludniają nimfy wodne, trolle, krasnoludy czy zjawy z zaświatów. Wszystkie te istoty ingerują w losy innych – wygłaszają prawdy moralne, osądzają, wymierzają sprawiedliwość. Ich pojawienie się może w nas, czytelnikach, wywoływać dreszcz emocji, pobudzić wyobraźnię, a może nawet czegoś nauczyć.
To, o czym teraz chcę wspomnieć, ma bardziej przyziemny charakter. Znajomość lektur wymagana jest, póki co, na egzaminie ósmoklasisty. Warto dać sobie szansę, by zdać go jak najlepiej. Ale bądźmy szczerzy, nawet ktoś z najlżejszym piórem nie będzie w stanie napisać dłużej formy wypowiedzi, nie znając dokładnie lektur. Każdy temat wymaga odwołania się do tego rodzaju utworu literackiego, a liczba punktów, które możemy otrzymać za wypracowanie stanowi prawie połowę wszystkich możliwych do zdobycia. To naprawdę dużo.
Znajomość dzieł omawianych na lekcjach można sprawdzić, rozwiązując różnego rodzaju zadania interaktywne – może to być też dobre ćwiczenie dla naszego mózgu, za które kiedyś nam podziękuje. Można też opracować własne zadania, korzystając z różnych edytorów i platform edukacyjnych. W ten sposób utrwalimy swą wiedzę. Właśnie tak zrobili uczniowie klasy VIII, którzy pracowali nad tym na kolejnych lekcjach języka polskiego. Przygotowany przez nich zestaw zadań czeka na śmiałków na stronie szkoły w zakładce Nauczyciele (Publikacje – Lektury). Tam też znajdziecie wycinki z gazet zawierające artykuły dotyczące lektur zredagowane przez uczniów klasy V b na zajęciach rozwijających z języka polskiego oraz moją prezentację z zadaniami do lektur.
A zatem sięgajmy po książki, czytajmy jak najwięcej – także lektury. Znajdźmy w nich coś z siebie i dla siebie. Nie traktujmy ich jak przykrego obowiązku, jak wroga, ale spójrzmy na nie jak na możliwość doświadczenia różnych uczuć, przeżycia niezwykłych przygód, odczarowania naszej pełnej zgiełku, opanowanej przez wirtualny świat i technologie rzeczywistości. Szelest kartek może być naprawdę przyjemnym dla ucha dźwiękiem.
Na koniec coś z przymrużeniem oka. Poniżej zamieszczam fragment Ferdydurke Witolda Gombrowicza. Niech skłoni on do refleksji. Nie bądźmy jak Gałkiewicz, zróbmy coś, żeby móc, bo to zależy tylko od nas. Czytajmy, bo mamy ten przywilej i możemy. Korzystajmy z tego. Może wielka poezja, czy szerzej – literatura klasyczna, nie musi nas zachwycać, ale warto, a nawet wypada ją znać.
Agnieszka Anna Kopycka
“(…) GAŁKIEWICZ
Ale ja nie mogę zrozumieć! Nie mogę zrozumieć, jak zachwyca, jeśli nie zachwyca.
NAUCZYCIEL
Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca.
GAŁKIEWICZ
A mnie nie zachwyca.
NAUCZYCIEL
To prywatna sprawa Gałkiewicza. Jak widać, Gałkiewicz nie jest inteligentny. Innych zachwyca.
GAŁKIEWICZ
Ale, słowo honoru, nikogo nie zachwyca. Jak może zachwycać, jeśli nikt nie czyta oprócz nas, którzy jesteśmy w wieku szkolnym, i to tylko dlatego, że nas zmuszają siłą...
NAUCZYCIEL
Ciszej, na Boga! To dlatego, że niewielu jest ludzi naprawdę kulturalnych i na wysokości...
GAŁKIEWICZ
Kiedy kulturalni także nie. Nikt. Nikt. W ogóle nikt.
NAUCZYCIEL
Gałkiewicz, ja mam żonę i dziecko! Niech Gałkiewicz przynajmniej nad dzieckiem się ulituje! Gałkiewicz, nie ulega kwestii, że wielka poezja powinna nas zachwycać, a przecież Słowacki był wielkim poetą... Może Słowacki nie wzrusza Gałkiewicza, ale nie powie mi chyba Gałkiewicz, że nie przewierca mu duszy na wskroś Mickiewicz, Byron, Puszkin, Shelley, Goethe...
GAŁKIEWICZ
Nikogo nie przewierca. Nikogo to nic nie obchodzi, wszystkich nudzi. Nikt nie może przeczytać więcej niż dwie lub trzy strofy. O Boże! Nie mogę...
NAUCZYCIEL
Gałkiewicz, to jest niedopuszczalne. Wielka poezja, będąc wielką i będąc poezją, nie może nie zachwycać nas, a więc zachwyca.
GAŁKIEWICZ
A ja nie mogę. I nikt nie może! O Boże!
Nauczycielowi pot kroplisty zrosił czoło, wyjął z pugilaresu fotografię żony i dziecka i próbował wzruszyć nimi Gałkiewicza, lecz ten powtarzał tylko w kółko swoje: "Nie mogę, nie mogę." (…)”